Na tym blogu stronię od polityki i nie chce mi się nawet wkraczać na to poletko, ale tym razem muszę naszych rządzących pochwalić. W Polsce – co prawda z dużym opóźnieniem – zaczął działać program „Przedszkole za złotówkę”. To kolejna, po „Mieszkaniu dla młodych” rządowa inicjatywa, którą dla Was opiszę. Na czym polega program, kto może z niego korzystać i jakie oszczędności przynosi? O tym wszystkim dowiecie się z dzisiejszego wpisu. Zapraszam.
Jak działa „przedszkole za złotówkę”?
Program został wprowadzony w życie w 2013 roku, ale na dobre ruszy dopiero we wrześniu tego roku. Zakłada on, że 5 godzin pobytu dziecka w publicznym przedszkolu jest darmowe – zwykle chodzi o godziny od 8 do 13. Za każdą dodatkową godzinę, którą dziecko spędza w placówce, rodzice mogą zapłacić maksymalnie złotówkę.
Oczywiście jest to stawka „dumpingowa”, dlatego przedszkolom ktoś musi tę stratę wyrównać. Oficjalnie – rząd. Praktycznie – samorządy (miasta, gminy). Pośrednio – podatnicy, czyli my wszyscy. Ale i tak się opłaca. Tańsze przedszkola publiczne są zachętą do posiadania dzieci, a tego przecież bardzo nam potrzeba.
Przedszkole za złotówkę – są kontrowersje
Rządowy program jest bardzo chwalony przez rodziców, ale nie jest wolny od wad. Przede wszystkim tak niska opłata nie daje szans, aby w przedszkolach były prowadzone wymyślne zajęcia dodatkowe. Formalnie ma ich po prostu nie być, aby wyrównywać szanse i nie dyskryminować biedniejszych dzieci (do tej pory rodzice, których było na to stać, mogli wykupić dodatkowe zajęcia dla swojego dziecka). Oczywiście zaraz po ogłoszeniu tej informacji podniósł się wrzask. W efekcie rząd pozwolił samorządom na dopłacanie do zajęć dodatkowych.
W praktyce pieniędzy wystarcza tylko np. na zajęcia z języka angielskiego lub rytmikę. Przedszkola również próbują sobie z tym problemem radzić i wysyłają nauczycieli na szkolenia – ci nabywają nowe umiejętności i mogą prowadzić zajęcia dodatkowe we własnym zakresie.
Ile kosztuje przedszkole publiczne?
Brak szerokiego wyboru zajęć dodatkowych nie odstrasza jednak rodziców. Cena czyni w tym przypadku cuda, dlatego w całej Polsce przedszkola publiczne przeżywają szturm. Rodzice są nawet gotowi przenieść swoje dziecko z placówki prywatnej. Do tej pory, zanim zaczął obowiązywać program „Przedszkole za złotówkę”, różnica w cenie między przedszkolami publicznymi, a prywatnymi, nie była wysoka – wynosiła od 100 do 200 złotych. Obecnie ta różnica jest oszałamiająca, bardzo odczuwalna w budżecie przeciętnej rodziny.
Policzmy. Jeśli dziecko spędza w przedszkolu publicznym 8 godzin – od 7 do 15 – rodzice za każdy dzień pobytu zapłacą 3 złote (5 godzin jest darmowych). Do tego dochodzi stawka żywieniowa – z reguły od 5 do 7 złotych dziennie. Przyjmijmy zatem, że będzie to koszt całkowity w wysokości 10 złotych dziennie. W ciągu miesiąca rodzic będzie musiał wydać w granicach 210-220 złotych. To naprawdę mało – a są przecież rodziny, które będą mogły „zmieścić się” tylko w darmowych godzinach! Warto również podkreślić, że rodzice płacą wyłącznie za czas faktycznie spędzony przez dziecko w przedszkolu. To istotna różnica w stosunku do placówek prywatnych.
Przedszkola niepubliczne w praktyce są firmami, które muszą zarabiać. Tutaj samorządy również mogą dopłacać do miejsc dla dzieci, ale zdecydowanie mniej, niż w przypadku publicznych placówek. Stąd czesne jest zwykle bardzo wysokie. W zależności od regionu kraju będzie się ono wahać w granicach od 350 do nawet 600 złotych! Do tego oczywiście dochodzi stawka żywieniowa. W naprawdę skrajnych przypadkach rodzice mogą więc wydawać nawet 800 złotych miesięcznie! I co ważne – bez względu na frekwencję. Czesne jest stałe, dlatego nawet, jeśli dziecko w miesiącu będzie przez trzy tygodnie chore, rodzic i tak musi zapłacić – odliczana jest tylko stawka żywieniowa. Oczywiście w cenie czesnego mieszczą się już wszystkie zajęcia dodatkowe (w przypadku placówek prywatnych dość bogate i wymyślne). Mimo wszystko rodziców kusi niska stawka za przedszkola publiczne.
Ranking najlepszych: Październik 2024
Najlepsze lokaty, konta i oferty - październik 2024
- Ranking lokat do 7,5%
- Ranking kont bankowych +750 zł premii
- Ranking kont oszczędnościowych do 7,1%
- Promocje bankowe z gwarantowaną premią $$$
Nie dla wszystkich jest miejsce w przedszkolu publicznym
To niestety prawda. Nie ma w Polsce miasta, które w pełni zaspokoiłoby zapotrzebowanie na miejsca w przedszkolach publicznych. Wszystko przez to, że w ostatnich latach placówki były zamykane. Dziś tych miejsc po prostu brakuje.
Rodzice, którzy nie mają szczęścia, będą więc musieli posłać dziecko do przedszkola prywatnego. „Musieli” to złe słowo – będą mogli, ponieważ edukacja przedszkolna nie jest póki co obowiązkowa.
Rządowy program „Przedszkole za złotówkę” się rozrasta. Samorządy dostały jasne wytyczne. W przyszłym roku w placówkach publicznych muszą znaleźć się miejsca dla wszystkich chętnych 4-latków. Obecnie dotyczy to 5-latków. Za trzy lata – w 2017 – gwarancja ta obejmie także 3-latki, dla których obecnie najbardziej brakuje miejsc.
Co sądzicie o programie „Przedszkole za złotówkę”? Czy mieliście problem ze znalezieniem miejsca dla dziecka w przedszkolu publicznym? A może wręcz przeciwnie? Podzielcie się tym z nami w komentarzach.
Znajdź najlepsze oprocentowanie:
mietek
Ciekawe skąd rząd na to weźmie pieniądze. Inicjatywa ciekawa w sumie tylko komuś zabiorom żeby na przedszkola dać.
Kasia (blog KasaNaObcasach.pl)
Cześć Mateusz! Uważam, że zdecydowanie podajesz za niskie kwoty dla przedszkoli prywatnych, szczególnie w Warszawie. Moi znajomi rzadko płacą za przedszkole mniej niż 1500 zł. Właściwie jest ono niewiele tańsze niż opiekunka do dziecka. Ja szczerze mówiąc ostatnio byłam bardziej zainteresowana żłobkami i jak się dowiedziałam, na Ursynowie jest to koszt około 1500 zł z jedzeniem. O państwowym żłobku nie ma co marzyć, bo na 150 tys. mieszkańców Ursynowa żłobki są 3:) Ale i tak mamy lepiej niż ci z Wilanowa! Tam nie ma ani jednego publicznego żłobka:) Polecam mapkę: http://www.zlobki.waw.pl/zlobki.php