Raty 0%. Pułapki, zagrożenia, sztuczki bankowców (i sprzedawców)

Fot. ZF

Jakiś czas temu kupiłem lodówkę na raty. Niby żadna sensacja, ale dla mnie było to spore przeżycie, bo zdecydowałem się na taką formę zakupu po raz pierwszy w życiu. Skorzystałem przy tym z promocji w jednym z marketów z elektroniką i rozłożyłem (a właściwie zrobił to bank) zakup na raty 0%. Postanowiłem wykorzystać to doświadczenie do napisania tego artykułu, w którym wskazuję wszelkie pułapki, potencjalne zagrożenia oraz sztuczki, jakie stosują bankowcy i sprzedawcy oferujący właśnie raty z RRSO 0%. Zainteresowani? W takim razie zapraszam!

Kilka słów wstępu: dlaczego kupiłem lodówkę na raty 0%?

Po pierwsze: potrzebowałem lodówki, bo stara po 9 latach (sic!) wyzionęła ducha. Naprawa była nieopłacalna, poza tym zdałem sobie sprawę, że współczesne modele są o wiele bardziej energooszczędne. Znalazłem więc lodówkę, która mieściła się w moim budżecie (kosztowała 1599 złotych), miała wszystko, czego potrzebuję i w dodatku ładnie wpasowała się we wnękę w kuchni.

Co z tymi ratami? Nie był to wcale pierwszy pomysł, jaki wpadł mi do głowy. Mógłbym kupić tę lodówkę za gotówkę, naruszając nieco zgromadzone oszczędności. Tak się jednak złożyło, że najlepszą cenę oferowała jedna z sieci elektromarketów, a sprzęt był dostępny w moim mieście od ręki. Sieć prowadzi akcję „Raty 0%”, dlatego stwierdziłem, że chętnie się przekonam, ile jest prawdy w tym sloganie.

Nigdy wcześniej nie kupiłem niczego na raty. Nie miałem takiej potrzeby, a poza tym nie lubię się zadłużać (raty to przecież de facto kredyt). Zrobiłem jednak analizę, z której jasno wynikało, że na tym etapie życia zakup ratalny może mi się bardzo opłacić. Z kilku powodów:

  • Jest to kolejny element budowania historii i wiarygodności kredytowej, co może mieć znaczenie, gdy w przyszłości zechcę zaciągnąć duży kredyt np. hipoteczny; Regularnie spłacane zobowiązanie może zwiększyć ocenę kredytową w BIK.
  • Nie mrożę gotówki – blisko 1600 złotych piechotą nie chodzi, a jak już wspomniałem, musiałbym wziąć te pieniądze z mojego konta oszczędnościowego, czyli uszczuplić poduszkę finansową. W efekcie spadłbym poniżej założonego przeze mnie progu posiadania zabezpieczenia w postaci sześciomiesięcznych dochodów (mniej więcej);
  • Magia sloganu „0%” – praktycznie nikt nie pożycza pieniędzy bez odsetek (ewentualnie poza rodziną), więc dlaczego nie skorzystać z takiej opcji?
  • Byłem bardzo ciekawy, jak to wygląda w praktyce i uznałem, że konieczność kupienia lodówki jest świetną okazją na to, by przetestować system zakupów ratalnych.

Czy raty 0% rzeczywiście istnieją?

Tak, istnieją, o czym przekonałem się osobiście. Nie będę jednak zanudzać Was historią mojego zakupu ratalnego. Przejdę od razu do rzeczy i wymienię obiecane we wstępie pułapki, które sklepy (i czasami banki) notorycznie próbują zastawiać na swoich klientów.

Pierwsza kwestia to faktyczna opłacalność zakupu ratalnego. Jeśli ktoś ma gotówkę, za którą mógłby kupić daną rzecz, to zawsze powinien dokładnie policzyć, czy biorąc raty faktycznie nie przepłaci. Wystarczy porównać sobie cenę np. telewizora oferowanego w markecie z ratami 0% oraz w najtańszym sklepie internetowym. Różnica może być bardzo duża – oczywiście na korzyść e-sprzedawcy. Mamy więc od razu odpowiedź na pytanie, jak to możliwe, że marketom opłaca się oferować raty 0%. Po prostu ukrywają one swoje koszty w cenie sprzętu.

Dodatkowe ubezpieczenie. To zdecydowanie najczęstsza sztuczka sprzedawców, którzy otrzymują od banków prowizje za „wciśnięcie” klientowi takiego produktu. Jeśli doradca ratalny poinformuje Was o konieczności wykupienia dodatkowego ubezpieczenia, to nie zgadzajcie się na to z automatu i poproście o podanie powodu. Uzasadnienie musi wyjść ze strony banku! Zawsze należy spróbować złożyć wniosek bez ubezpieczenia i dopiero gdy przyjdzie odmowa, można zastanawiać się nad sensem poniesienia dodatkowej opłaty. Warto pamiętać, że koszt ubezpieczenia potrafi wywindować RRSO do kilkudziesięciu procent!

Kolejna kwestia: RRSO. Raty 0% muszą być rzeczywiście nieoprocentowane, co oznacza, że bank nie może naliczać żadnych odsetek czy prowizji. Nie dajcie się nabić w butelkę samą adnotacją, że oprocentowanie wynosi 0%. Liczy się wyłącznie RRSO – jeśli ten wskaźnik wynosi 0%, to kredyt rzeczywiście jest darmowy.

Ranking najlepszych: Marzec 2024

Najlepsze lokaty, konta i oferty - marzec 2024

Trzeba bardzo uważać na próby sprzedania nam dodatkowych produktów bankowych. Najczęściej jest to karta kredytowa czy konto bankowe. Sprzedawca może usilnie wmawiać Wam, że bez tego bank nie wyda zgody na udzielenie nieoprocentowanego kredytu. Bzdura. Nawet jeśli dany bank rzeczywiście ma takie obostrzenie, trzeba złożyć wniosek w innym. Każdy sklep współpracuje z przynajmniej 2-3 bankami kredytującymi zakupy.

Czasami zdarza się też, że sprzedawca celowo zaniża dochody klienta we wniosku kredytowym, aby otrzymać odpowiedź odmowną i móc zaproponować standardowe, oprocentowane rozłożenie zakupu na raty. Dlatego zawsze warto poprosić o wgląd we wniosek, który ma zostać wysłany do banku.

Typową sztuczką jest również znaczne skracanie okresu spłaty ratalnej. Klient może usłyszeć, że oczywiście ma możliwość zakupu na raty 0%, ale tylko pod warunkiem, że płatność zostanie rozłożona na maksymalnie 6 czy 8 rat. Nie wszystkich stać na takie rozwiązanie, szczególnie w przypadku bardzo drogich zakupów.

Wreszcie: przedłużenie gwarancji. Jest to bardzo sprytny sposób na to, aby wyciągnąć dodatkowe pieniądze z kieszeni klienta. Sprzedawcy przedstawiają ofertę przedłużenia gwarancji np. do 5 lat. W praktyce jednak koszt takiej usługi potrafi wynieść nawet 30% ceny sprzętu, co jest absurdem. Pamiętajcie, że każdy towar sprzedawany na terytorium Unii Europejskiej „z automatu” jest objęty 2-letnią rękojmią, za co nie trzeba dodatkowo płacić. Przedłużenie gwarancji jest z kolei bardzo szemranym produktem – wystarczy wczytać się w OWU (bo to de facto jest ubezpieczenie), aby dojść do wniosku, że ochrona jest naprawdę bardzo ograniczona.

Minusy kupowania na raty – nawet te 0%

Największym minusem jest oczywiście konieczność pamiętania o spłacaniu rat. Można sobie z tym łatwo poradzić ustawiając polecenie zapłaty w koncie. Pamiętajcie, że nawet minimalne spóźnienie może się wiązać z wysoką opłatą dodatkową za np. telefoniczny czy listowny monit. Wówczas cała idea rat 0% pryśnie niczym bańka mydlana.

Istnieje również minus, nazwijmy to, psychologiczny. Otóż sklepom bardzo się opłaca oferować klientom raty 0%, ponieważ wiedzą, że część osób, zachęcona niskim kosztem miesięcznym, zdecyduje się na zakup dodatkowych sprzętów, które tak naprawdę nie są im potrzebne. Działa to w myśl zasady: „jak dają, to biorę!”. W efekcie klient wychodzi ze sklepu nie tylko z telewizorem, ale też z soundbarem, odtwarzaczem Blu-Ray oraz konsolą. Zamiast płacić ratę np. 200 złotych miesięcznie, bierze na siebie trzykrotnie większe zobowiązanie.

Mam nadzieję, że ten artykuł będzie dla Was pomocną wskazówką. Osobiście sprawdziłem, że można kupić sprzęt na raty bez żadnych opłat, jednak trzeba mieć się na baczności i bardzo dokładnie CZYTAĆ UMOWĘ.

Znajdź najlepsze oprocentowanie:


Kupujecie na raty? Udało Wam się kiedyś otrzymać słynne raty 0%? Może mieliście jakieś problemy ze sztuczkami sprzedawców? Komentujcie!

13 komentarzy

  1. Mateusz, ja trzy razy korzystałem z rat 0 % i „prawie” naprawdę były to raty 0 %. Głównie z myślą o budowaniu zdolności kredytowej. Jak najbardziej polecam te rozwiązanie ale tylko w sytuacji gdy nas stać na dany produkt, a nie chcemy zamrażać sobie kapitału.

    Jako przestrogę opowiem ciekawą historię, która przydarzyła mi się za trzecim razem i dlatego powyżej napisałem w cudzysłowie „prawie” raty 0 %. Bo ja wiemy prawie robi różnicę ;)

    Po roku eksploatacji zepsuł mi się telefon, a reklamację mi uznano. I tu pojawił się kłopot. Do wymiany telefonu albo zwrócenia pieniędzy przez sklep, niezbędne było zaświadczenie z banku, że raty są już spłacone. Mimo, że raty miałem rozłożone tylko na 6 miesięcy i spłaciłem je dawno w terminie, to niestety zaświadczenie bankowe o spłaceniu rat było niezbędne. Oczywiście takie zaświadczenie nie było darmowe, jedyne 50 zł :)

    A więc uwzględniając pierwotną cenę telefonu – 750 zł, koszt zaświadczenia spłaty rat wyniósł 6,7 % jego wartości. Tyle mnie właśnie kosztowały raty 0 % ;)

  2. BHPoint

    Fajny i sensowny artykuł. Niebawem skuszę się na jakieś raty, ale przed tym momentem dowiem się sprzedawcy i poczytam Ogólne Warunki. pozdrawiam

  3. Monika

    Witam,
    Na wstępie chciałabym pogratulować przejrzystego bloga, bardzo chętnie go przeglądam :)
    Mieliśmy już z mężem kilka przyjemności z ratami 0%, czy to w popularnym sklepie z elektroniką czy też na Allegro i muszę pochwalić tego typu sposób płatności za sprzęt. Nigdy nie mieliśmy żadnych problemów, najmniejszych.
    Oczywiście zawsze najpierw sprawdzaliśmy cenę produktu u konkurencji (czy przy ratach nie zawyżona) itp. itd. oraz odmawialiśmy wszelkich „ubezpieczeń od niczego” ;)
    Z mojego punktu widzenia jest to dobry sposób sfinansowania sobie nowego droższego sprzętu, nie pozbywając się w jednym momencie dużej ilości pieniędzy.

    Pozdrawiam :D

  4. Dobry artykuł, ja jestem wrogiem rat i nawet tych 0% właśnie z tych powodów o których piszesz:

    1. 0% to trik marketingowy, sprzedawca prawie na pewno wciśnie kupującemu dodatek: ubezpieczenie, kartę, gwarancję lub obłoży niskie raty dodatkowymi trudnymi do spełnienia warunkami

    2. „Pułapka niskiej raty” – ludzie nie myślą o całości kwoty do spłacenia tylko o tym, że stać ich na miesięczną ratę 100 czy 200 zł. Ta sama zasada jest przy zakupach RTV,AGD, samochodów czy nieruchomości. Trochę pisałem u siebie:
    „Tą sztuczkę psychologiczną stosują reklamodawcy różnych kredytów. O ileż ładniej brzmi: „kup nasze nowe wypasione auto za jedyne 1.599 zł (miesięcznie)”, niż „kup nasze nowe wypasione auto za 150.000 zł”. Obie oferty są w miarę równoważne bo pierwsza to mniej więcej kwota miesięcznej raty kredytu na 10 lat oprocentowanego na 5%. W pierwszej sytuacji myślimy: „Dobra, stać mnie na to. Co prawda to jedna trzecia mojej pensji ale damy radę.10 lat szybko zleci”. W drugim przypadku powiemy: ” O rany! To 3 lata mojej harówki i całej mojej pensji. Skąd na to wziąć pieniądze?”

    3. Ach ta budowa historii w BIK. Nie zrozumcie mnie źle ale z mojej perspektywy to jakaś paranoja. Branie kredytów by udowodnić, że się jest wiarygodnym kredytobiorcą. To tak jakby sobie celowo podcinać żyły co jakiś czas by udowodnić że się jest dobrym pacjentem i że nam się rany dobrze goją. Tylko po to, że gdy będziemy mieć poważny wypadek wzięli nas do szpitala.

  5. metkor

    Witam,
    mój jedyny zakup na raty 0% to był laptop. Jedynym warunkiem jaki udało mi się wcisnąć to było ubezpieczenie ale w umowie wyczytałem że to opcja obligatoryjna i można z niej zrezygnować do 14 dni. Oczywiście wysłałem poleconym pismo z rezygnacja i prośbą o ponowne przeliczenie rat.

    • To ten sklep sieciowy który ma dużo żółtego na wystawach?. Mi też kiedyś tak chcieli lodówkę dać. Tyle że ja ich już na wstępie rozgryzłem. Nie brałem.

  6. kasia.i

    mam teraz kredyt na agd w znanym markecie. Po remoncie mieszkania okazało się, że na agd już nie ma środków i 4000 po prostu nie stworzę, więc to byłą jedyna szansa, aby mieć wyposażoną kuchnie.
    Drugi kredyt to pralka, laptop na allegro (promocyjne 0% na elektornikę). Powód zawsze ten sam -nie mam zasobów, a to jedyna szansa na zakup. W każdym przypadku faktycznie nic nie dopłaciłam (raz za pare dni spożnienia, ale to nawet złotówka nie wyszła). Teraz biorę kolejny taki kredyt i się zastanawiałam, jak to bankom się opłaca i dlatego trafiłam na ten artykuł :)

  7. Jakub

    Ja mogę polecić raty 0% ale na Allegro. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że mogę wybrać bank (zawsze wybieram mBank bo nigdy nie odmówił mi pozytywnej decyzji), dwa iż w ten sposób nie wcisną nic dodatkowego. Dostajesz raty dokładnie na to na co bierzesz bez ubezpieczeń i innych głupot – sam wypełniasz wniosek i dokładnie widzisz co w nim jest. Nie ma w tym pośrednika czyhającego na naiwność klienta.

    Czy warto? Myślę, że tak. Oczywiście ktoś może kupić więcej jednakże nie tylko dlatego że mu się podoba ale też często możemy tak sobie pozwolić na więcej i kupić wszystko co nam potrzebne nie czekając na to 2 lata aż odłożymy pieniądze. Dodatkowo budujemy historię kredytową (pragnę zauważyć, że może jej budowanie jest dla niektórych komentujących bzdurą – niech jednak spróbują uzyskać kredyt hipoteczny BEZ historii. Nie ma mowy). Dodatkowo na Allegro z mBank jest możliwość (co mnie niewiarygodnie cieszy!) spłacania części wcześniej i później można kliknąć „zmniejsz ilość rat” lub „obniż ratę”.

    Co do przedłużania gwarancji. I tu do autora blogu. Pragnę zauważyć, że czasami jest to niezwykle przydatne. Naprawdę ktoś chce wyrzucać TV po 2 latach jak mu nagle w 26 miesiącu sprzęt padnie ? Sztuczki o programowaniu zużycia sprzętu po gwarancji nie są wymysłem. To się dzieje bardzo często. Wszystkie moje telefony Samsunga wysiadły maksymalnie 6 miesięcy po gwarancji. Telewizory mają swoją średnią maksymalną żywotność obecnie na poziomie 4-5 lat. Ja kupiłem TV za 2400 zł i zapłaciłem 500 zł za to aby miał nie 2 a 5 lat gwarancji. Jeśli np. po 4 latach padnie ekran i będzie to istotna wada nie do naprawy – muszą mi dać NOWY TV lub oddać gotówkę – w wysokości równej z dnia zakupu. Także ma to sens w przypadku sprzętu wrażliwego na psucie. Lodówki też potrafią psuć się tuż po gwarancji (takich przypadków znam kilkanaście). Nikt TV nie zalewa, nie przewraca itd. więc standardowe ubezpieczenie takie jak podstawowa gwarancja wystarczy. Jednakże te przedłużane z reguły mają więcej opcji. Jeśli sklep spróbuje nas oszukać – możemy wytoczyć proces i jeśli prawnik powie nam, że bezpodstawnie odrzucono gwarancję – na pewno wygramy. Często już w postępowaniu przedsądowym.

    Trzeba się liczyć z tym, że cena jest powiększona o koszt tych rat. W rezultacie…zauważyłem iż często jest to przynajmniej 10% czyli mamy standardową wartość dla karty kredytowej. Różnica jednak jest istotna – nie zapychamy sobie karty, możemy czasami wpływać na wysokość rat (jak wcześniejsze spłaty w mBank) i mamy trochę wewnętrznego spokoju. Jeśli cena jest zbliżona do rynkowej to raczej nie trzeba być złym że kupiło się te 10% drożej niż u tańszego sprzedawcy. Czasami nawet kupuje u kogoś trochę drożej tylko dlatego, że ten tańszy ma negatywną opinię od klientów.

    • LordKarol

      Bzdura.
      Ja osobiście nie miałem ŻADNEJ historii kredytowej jak starałem się o hipoteczny na mieszkanie i zero problemów. Wystarczy mieć zdolność w postaci odpowiednich zarobków i umowę na czas nieokreślony. A też mnie tak znajomi straszyli, że nie dostanę kredytu i najlepiej żebym sobie coś szybko wziął na raty żeby cokolwiek mieć w tej historii… nie dałem się namówić i słusznie.

      Zgaduje, że brak historii kredytowej może mieć dla banku znaczenie dopiero w sytuacji gdy zdolność kredytowa klienta będzie na styku z zawnioskowaną przez niego kwotą.

      • Kejdż

        Nope, proszę nie zgadywać bo to nie wychodzi,. Historia jest wymagana gdy bierzemy kredyt na auto lub po prostu, gotówkowy.

  8. Milena

    Dzięki za artykuł :)
    Oczywiście nie trafiłam tu przypadkiem. Planuję wziąć zmywarkę na raty 0% (po części także dla wyrobienia zdolności kredytowej). To mój pierwszy tego typu zakup. Początkowo myślałam o Allegro, ale przeszłam się do marketu z AGD i zapytałam tam o Raty 0%.

    Zastanawia mnie to, że mają Raty 0%, ale dodatkowo pobierają 1% jako zabezpieczenie kredytu. Rozumiem, ze takie zabezpieczenie wlicza się do RRSO, bo zwiększa wysokość faktycznej wysokości kredytu?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Obowiązuje regulamin komentarzy. Wymagane pola są oznaczone *